wtorek, 16 września 2014

SIĘGNĄĆ SZCZYTU... czyli zobaczyć więcej niż różę

Będzie o miłości... filozoficznie - z Platonem, głęboko i symbolicznie z Reinerem Maria Rilke, mądrze z Tischnerem... dywagacje i sztuka artystycznego postrzegania doskonałości.
Autor: Joanna Dębiec

Co jest istotą miłości? Właściwy rozwój miłości... – jak wyglądać powinien? Miłość doskonała? Czy doskonałość w miłości? Czego szukać, chcąc stanąć u szczytu? U szczytu doskonałej miłości? Nie, miłości jako piękna samego w sobie, idei... Bo piękno ciała nie jest wystarczającym. Dodajmy piękno duszy, pójdźmy dalej – piękno czynów i praw, ba! nauk. Nadal nie dość wody na młyn, który już bardzo rozpędzonym się zdaje. Aż do tego, co stanowi piękno samo w swojej istocie. Doskonałość...

Zastanawiamy się nad tymi kwestiami pewnie zawsze, gdy tego doświadczamy. Zastanawiali się nad istotą miłości, nad właściwym jej rozwojem - uczeni, filozofowie już 23 wieki wcześniej. Zastanawiałam się nad ich wywodami ja, tu i teraz. Mamy XXI wiek – co warto dodać (choćby dla potomnych, do których różnym zrządzeniem losu ten wywód dotrzeć może). Myślę, iż doświadczenie życiowe wpływa na subiektywne potraktowanie tematu. Jak potraktowali go filozofowie? Czy podobnie? Jak ujarzmił twórcze myśli Platon? (...)

Człowiek się rozwija, uczy, nabiera doświadczenia, dąży do doskonałości?

Zobaczmy... Dostrzega piękno. Najpierw to piękno ciała – zachwyca się nim, kocha, to dla niego doskonałość. Ale osiągnąwszy ją, chce czegoś więcej. Ta jedyna miłość, to jedyne piękno stało się niejako powtarzalne, małe. Zaczyna dostrzegać więcej piękna wokół siebie, staje się więc bogatszym postrzegając i odbierając wokół więcej doskonałości. Dalej... czy rozdawanie miłości wszędzie, gdzie piękno – wystarcza? Czy ta chwilowa doskonałość pozostaje nią wiecznie? Otóż nie, człowiek wciąż się uczy. Zaczyna dostrzegać piękno i miłość głębiej, w duszy ludzkiej. Ją bardziej cenić zaczyna. Ta miłość zdaje się najbardziej wartościowa, doskonała. I pewnie przez moment, ten kolejny moment jej poznawania, zachwytu nią – jest taka. Z czasem jednak, nienasycony, chłonący wiedzę o wrażliwości, uczuciach, przez to sam bardziej doskonały – chce więcej – więcej oczekuje od miłości, więcej jest w stanie sam ofiarować. A więc czyny i prawa wzbudzają jego zachwyt. I znowu poznaje, że te w każdym są jedne i te same. Od czynów przejdzie do nauk… A zawsze, gdy spojrzy wstecz, wciąż to, co widzi już nie jest doskonałością.

Porównajmy pewien przykład.

Artysta tworzy dzieło... gdy ono powstaje, wciąż doskonalsze – jest idealne, jedyne; gdy zaś artysta po skończeniu idzie dalej w swym rozwoju – intelektualnym, estetycznym, duchowym i tworzy nowe dzieło, spoglądając wstecz dostrzega coraz więcej niedoskonałości w poprzednim, widzi błędy, dzieło już nie jest jego ideałem. To świadczy o istocie rozwoju człowieka - osiąga kolejny jego szczebel… Tak, myślę, jest i z miłością. Uczymy się dostrzegać więcej i więcej w miłości, chcemy od niej więcej, wreszcie próbując znaleźć doskonałość w pięknie samym w sobie. Właśnie… próbując. Bo czy jest możliwe osiągnięcie takiego poziomu doznań? - „…piękno samo w sobie, nieskalane, czyste, wolne od obcych pierwiastków, niesplamione ludzkimi wnętrznościami i barwami i wszelką lichotą śmiertelną, ale to nadświatowe, wieczne, jedyne, niezmienne…?”Z całą pewnością nie dla każdego. Docieranie do prawdy owszem, ale samo jej osiągnięcie? Chociaż myślę, że my, śmiertelni, w dążeniu do doskonałości, a tym samym samodoskonalenia, sięgając szczytu interpretacji czegoś, co winno być doskonałością samą w sobie, nie-interpretowalną, przez sam fakt wzbudzenia w sobie takich myśli sięgamy szczytu… Jednak nieliczni doświadczają pełni poznania, są w stanie „dotknąć” prawdy, cóż, może na własne życzenie?

W tym miejscu przypomina mi się kiedyś zasłyszana opowieść o kobiecie i róży. Znany poeta Reiner Maria Rilke codziennie przechodząc jedną z uliczek we Francji, mijał żebrzącą tu kobietę, przykucniętą, zawsze ze spuszczonymi oczami, zastygłą jakby w bezruchu. Kiedyś jego przyjaciółka idąc z nim zapytała, czemu nic jej nie daje, na co on odpowiedział, iż jej nie chleba ani pieniędzy potrzeba. Nie zrozumiała. Następnego dnia podszedł do kobiety ofiarując jej różę. Kobieta nagle jakby ożyła, wstała i ucałowała dłoń poety, po czym odeszła tuląc i roniąc łzy szczęścia na swoją różę. Nie pokazywała się na ulicy przez kolejne 9 dni. Gdy przyjaciółka poety pytała z ciekawością, czym żyje kobieta skoro nie zarabia na chleb, mistrz Rilke odpowiedział: żyje różą. Czyż nie o to chodzi? Czyż w tym wypadku róża nie jest pięknem samym w sobie? Poza doczesnością, poza czymś wymiernym, pewnego rodzaju doskonałością?

Może to nie najlepsze porównanie, ale we mnie pozostało właśnie jak idealna myśl, doskonałość, coś ponad czasem, co można tylko wyczytać sercem... Tak właśnie chciałabym określić piękno samo w sobie, wieczne, jedyne, niezmienne. Myślę, że tylko ktoś potrafiący zobaczyć coś poza słowem, wzrokiem - jakąś myśl idealną, potrafi widzieć tam, gdzie nie widać, czuć i odbierać sercem, wie, co to nieśmiertelność, „dotknął” piękna samego w sobie…, umie oczytać w róży gest, piękno, miłość, ideę, myśl, doskonałość… - tyle znaczeń do interpretacji, wedle gustu, potrzeby i zrozumienia, a idea, doskonałość, miłość w swej prostej i nieśmiałej mowie, powie najwięcej, kiedy najmniej powie, jak pisał Shaekspeare. I może na koniec, skoro już jesteśmy przy cytatach, przytoczę słowa ks. Józefa Tischnera, niech dopowiedzą niedopowiedziane: miłość sama w sobie jest „nie do pojęcia”, ale dzięki miłości możemy „pojąć wszystko” – sięgnąć szczytu...



www.wszystkoosztuce.blogspot.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz