niedziela, 12 czerwca 2011

Jak przygotować manuskrypt?

Autorem artykułu jest Aleksander Sowa



Piszesz swoją książkę i piszesz. Nieustannie poprawiasz, zmieniasz i tak w nieskończoność. Wreszcie masz już tego dosyć i ogarnia Cię niepohamowane pragnienie, aby ziściło się Twoje największe marzenie: ujrzeć swoje nazwisko wydrukowane na okładce. A zatem wydać swoją książkę.

Zanim cokolwiek zrobisz i ktokolwiek dostrzeże w Tobie Londona, Hemingawaya, Virginiię Woolf i Masłowską w jednym, musisz przygotować manuskrypt. Też musiałem to zrobić przed wydaniem własnej pozycji. Wydruk może być elektroniczny albo papierowy. Wydawnictwa mają zazwyczaj pewne zasady przyjmowania propozycji wydawniczych i nie są one jednolite. Zanim zaproponujesz zapoznanie się ze swoim dziełem komukolwiek, sam zapoznaj się z zasadami tego kogoś. Porządne wydawnictwo powinno mieć na swojej stronie WWW zakładkę „dla autorów", ”, „wydaj u nas”, „przyślij swoją książkę” lub też „współpraca wydawnicza".

Niektóre oficyny proszą o wypełnienie ankiety autorskiej. Czasem wymagany jest konspekt utworu albo streszczenie. Są wydawnictwa, które nie przyjmują wydruków, inne nie przyjmują wersji elektronicznych. Jeśli wydawnictwa przyjmują wersję elektroniczną, zazwyczaj są akceptowane 3 formaty plików: .doc, .rtf lub .pdf.

Jaki powinien być idealny manuskrypt? Przede wszystkim czytelny. Ktoś, do kogo trafi, będzie go czytał. Jeśli okaże się, że na samym początku będzie czytało się źle, to wyrzuci Twoją pracę do kosza lub odłoży na piętrzący się stosik. Zatem mając przede wszystkim na uwadze wytyczne redakcji, przygotowujemy naszą propozycję wydawniczą bez jakichkolwiek poprawek ręcznych, schludną, czystą, z ponumerowanymi stronami i stroną tytułową.

Bardzo często nie przyjmuje się całych manuskryptów, a jedynie pewną część: 20–40 pierwszych stron. Ma to swoje uzasadnienie. Do wydawnictw napływa ogromna liczba propozycji wydawniczych. Często kompletnego dziadostwa. I to widać po pierwszych kilkudziesięciu stronach. Najczęściej jednak widać to po kilkunastu, a w niezwykle optymistycznych wypadkach po kilku zdaniach. Nikt nie będzie marnował swojego czasu, czytając coś, czego czytać się nie da. Lecz jeśli trafi się wielce obiecujący fragment, zawsze można się z autorem skontaktować, by zapoznać się z całością dzieła.

Utarł się zwyczaj przedstawiania propozycji wydawniczych w postaci tzw. maszynopisu znormalizowanego, choć przecież maszyny do pisania odeszły do lamusa. Niemniej na stronie winno być około 30 wersów po 60 znaków ze spacjami w wersie, co da około 1800 znaków na stronie. Oczywiście napisałem „około”, co oznacza, że nic się złego nie stanie, jeśli od tej wartości będą nieznaczne odchylenia.

Odstęp między wersami winien wynosić 1,5 wersu. Kolejną ważną sprawą jest czcionka. Powinna być prosta i niemecząca w czytaniu. To oznacza Times New Roman lub Verdanę, ewentualnie Arial i tyle. Panie w niebiosach chroń przed wymyślnymi ozdobnikami. Należy też unikać pisania kursywą i niezwykle oszczędnie używać pogrubienia. Wielkość czcionki zawiera się zwykle w przedziale 12–14 punktów. Konieczne są wcięcia akapitów, także przy dialogach.

Oczywiście wiele zależy od samego charakteru dzieła. Nieco inaczej jest w przypadku poradników, beletrystyki czy poezji, a z pewnością inaczej w wypadku książek historycznych czy technicznych. Dlatego tak ważne jest wcześniejsze zapoznanie się z wymaganiami wydawców.

Jeśli nasze dzieło zawiera ilustracje, tabele czy wykresy, sprawa się komplikuje. Właściwie wszystko powinno być dostosowane do wymagań poszczególnych wydawców. Więc jedni wolą, jeśli w manuskrypcie zdjęcia nie są zakotwiczone, a jedynie jest miejsce na nie wyznaczone, a poszczególne ilustracje są zgromadzone w oddzielnym katalogu i odpowiednio ponumerowane. Inni preferują ilustracje już umieszczone w pliku. Zdjęcia, jeśli nie są naszego autorstwa, powinny być oznaczone w sposób wymagany przez licencję albo autora. Innymi słowy, musisz mieć zgodę.

Manuskrypt nie powinien zawierać błędów, choć oczywiście takowe zawierać będzie. Trzeba ograniczyć ich zawartość do minimum. Niedopuszczalne są błędy ortograficzne, nie powinno być także literówek. Musisz mieć świadomość, że propozycja wydawnicza najeżona błędami niczym świąteczny sernik rodzynkami prawdopodobnie nie stanie się książką.

W związku z tym proponuję następującą praktykę. Po ukończeniu pracy nad naszą powieścią, tomikiem wierszy, poradnikiem czy inną publikacją należy nie wracać do tego pliku przez najbliższe kilka tygodni. Im dłużej trwa przerwa, tym tak naprawdę lepiej, oczywiście w granicach rozsądku.

Po tym jak maszynopis już się uleży na twardym dysku, trzeba go wydrukować i przeczytać w formie papierowej. Najlepiej głośno. Monitor bardzo często oszukuje i nie dostrzegamy błędów doskonale widocznych na wydruku. Czytanie na głos pozwala wyeliminować potknięcia stylistyczne czy interpunkcyjne. Ogranicza to też błędy gramatyczne. Kolejnym krokiem jest naniesienie poprawek na nasz szlifowany diament.

Wydruku nie należy zszywać, bindować czy sklejać. Jeśli uznamy, że nasz rękopis — wszystko jedno, czy elektroniczny, czy wydrukowany — jest gotowy, możemy przekazać go kandydatowi na naszego wydawcę. Warto jest wraz z materiałem dołączyć krótką wiadomość od siebie. Absolutnie nie można pisać, że: ten sam rękopis trafił także do innych wydawców; że książka powstała wiele lat temu (byłeś młody) i można by ją jeszcze poprawić, a także chwalić się, że masz w zanadrzu o wiele lepsze teksty. Jeśli masz lepsze, to dlaczego nie wysłałeś ich teraz właśnie — pomyśli redaktor. Nikt młodzieńczych bazgrołów czytać nie ma ochoty, a straszenie konkurencją może doprowadzić tylko do dna kosza.

Jeśli wszystko pójdzie dobrze, masz szansę otrzymać odpowiedź. Nieważne jaką. Istotne, że ją otrzymasz.

---

Aleksander Sowa

www.wydawca.net


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz