czwartek, 23 czerwca 2011

Recenzja filmu 2012

KOLEJNY ARTYKUŁ Z SERII - SZTUKA FILMOWA

Autorem artykułu jest marek nowak



W kinach 2012, najnowsza superprodukcja Rolanda Emmericha - człowieka, który dał światu Dzień Niepodległości. Najnowszy film Rolanda Emmericha zapiera dech w piersiach efektami specjalnymi. Koniec świata jeszcze nigdy w kinie nie wyglądał tak pięknie i był tak inteligentnie opowiedziany. Ale po kolei.

2012Urodzony w Niemczech reżyser Roland Emmerich w niemal każdym swoim filmie udowadniał światu, iż ma niezwykle lekką reżyserką rękę a jego filmy sięgają poziomu mistrzowskiego. Tak też jest w przypadku „2012" - opowieści inspirowanej słynnymi przepowiedniami Majów dotyczących końca świata.

2012 reżyserskie mistrzostwo

Emmerich (współautor scenariusza) świetnie pokazuje tu zadufanie współczesnego naukowego światka, który ignorując ostrzeżenia z danych przepowiedni (i głos ludu) zbyt późno odkrywa nadciągającą zagładę. Co więcej, pokazując podłość rasy ludzkiej Emmerich atakuje swoich rodaków wypominając im druga wojnę światową.

Pojawia się tutaj wszak element rasy lepszych ludzi, którzy mogą wykupić sobie wejście na arki (współczesnego Noego) ratujące ludzi. Ta czytelna aluzja do zbrodni wojennych, jakich dopuszczali się hitlerowcy, wznosi się na wyżyny artystycznego kina. Czy zatem rasa ludzka jest tak zła, że skazana? Czy to nasz koniec?

Na szczęście Emmerich wierzy w odwagę jednostki, która w sytuacji najbardziej kryzysowej jest w stanie wyzbyć się egoizmu i prowadzić ludzkość ku ratunkowi. Taką szlachetną acz wieloznaczną postacią jest tutaj Jackson Curtis (rewelacyjny grający na poziomie sir Laurence'a Oliviera, John Cusack).

Rozwodnik, introwertyk, który nie potrafi nawet bliskim okazywać ciepła, zamienia się w prostego, ale jakże uniwersalnego bohatera prowadzącego ludzkość w stronę jasności - czyli życia i przyszłości. Do tej pory nie było w kinie tak przekonywującej, błyskotliwie skonstruowanej postaci.

Fakt, iż wymyślił ją Emmerich udowadnia tylko jego reżyserskie mistrzostwo. Warto dodać, iż scenarzyści włożyli tutaj sporo wysiłku, aby nie tylko nakreślić postać głównego bohatera, ale pokazać cały rozpadający się świat. Największe wrażenie robi amerykański prezydent przypominający Baracka Obamę, który w momencie zagrożenia zostaje z narodem - to zachowanie godne laureata pokojowej nagrody Nobla.

2012 już wszedł do historii kina

2012

Istotne jest tutaj także zadbanie o wiarygodność sytuacji - w chwili zagrożenia Chiny jako kontynent przesuwają się, co oczywiście - jak wiemy z opracowań naukowców z Arkham Asylum - jednej z najbardziej prestiżowych instytucji naukowych - jest możliwe i stanie się w chwili zagłady, bowiem Chiny są przyszłością ludzkości.
2012" swoim ładunkiem emocjonalnym przypominają dzieła Andrzeja Wajdy (sytuacja bez wyjścia jak w „Kanale"), do którego zresztą Emmerich niejednokrotnie nawiązywał. Bo przecież taki „Uniwersalny żołnierz", ponury dramat wojenny o żołnierzach, którzy nie mogą poradzić sobie z demonami wojny, to nawiązanie do „Popiołu i diamentu".

„Moon 44" to nic innego jak wariacja na temat „Ziemi obiecanej", a szalejąca i zagubiona ludzkość w „Dniu Niepodległości" to nic innego jak chocholi taniec z „Wesela". Analogii i nawiązań między kinem Wajdy a dziełami Emmericha można mnożyć bez końca (choćby „Godzilla", jako swoista adaptacja lektur szkolnych w stylu „Pana Tadeusza"), ale przecież nie o to tutaj chodzi. Emmerich w przeciwieństwie do takiego Tarantino, to twórca dojrzały, który nie tylko nawiązuje celowo do najlepszych, ale twórczo rozwija motywy porzucone przez mistrzów.

Dlatego „2012" ze swoją głębią, pioniersko skonstruowanymi postaciami i niezwykłą dramaturgią to film, który w dniu premiery przeszedł już do historii kina. Tak doskonałego filmu w tym roku nie było. Współczesny klasyk i zapewne Oscar dla najlepszego filmu.

Autor: Robert Ziębiński

---
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz